Categories
Moje opowieści

Rupert Cook i uratowanie księżniczki Szpili

Wieko skrzyni zaczęło się uchylać i ukazywać oślepiający oczy blask. Po chwili ze skrzyni zaczęły wydobywać się czyjeś dłonie. oczom Ruperta ukazała się dziewczyna ubrana w zwiewną szafirową sukienkę, jej głowę zdobił diadem z szafirowym kryształem w kształcie litery S . Rupert stał oniemiały z otwartą buzią dziewczyna miała piękne brązowe oczy, długie kruczoczarne włosy i cerę niczym śnieg. Po chwili przemówiła pięknym głosem.
Witaj śmiertelniku pokornie dziękuje za uwolnienie z niewoli. Kim, że jesteś?
Jestem Rupert Cook, a pani kim jest?
Jestem księżniczka Szpilia, muszę teraz szybko wrócić do mego królestwa zły czarnoksiężnik, który uwięził mnie w tym kufrze zarządza teraz moimi poddanymi i czyni zło w moim świecie.
Złapała Ruperta za rękę i wyciągnęła kamień z korony po czym zaczęła coś szeptać. Rupert rozejrzał się dookoła lecieli jakimś tunelem w nieznane. Po kilku minutach znaleźli się na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na rozległą dolinę z miasteczkiem. Natomiast nad całym krajobrazem górował ogromny zamek pilnowany przez strażników w potężnych zbrojach.
Jak my się przedostaniemy do zamku rozmyślała księżniczka.
Myślę, że przede wszystkim powinniśmy zmienić stroje w tych za bardzo się wyróżniamy.
Masz rację Rupercie, czy możesz użyć swoich mocy , by zmienić nasze stroje?
Nim księżniczka się obejrzała byli ubrani jak mieszkający w królestwie ludzie.
Musimy się gdzieś ukryć i obmyśleć jakiś plan powiedział czarodziej.
Racja tylko gdzie zadumała się szpilia.
Już wiem krzyknęła po chwili musimy dostać się na skraj lasu tam w ukrytej chacie mieszka moja najlepsza przyjaciółka też ma magiczne moce i na pewno nam pomoże.
Rupert czarem przywołał magiczny dywan następnie sprawił by stali się niewidzialni. Kilka minut później dywan wylądował na skraju lasu gdzie wskazała księżniczka, ale żadnej chatki tam nie było widać. Zdziwiony chłopak rozejrzał się w około ale nie zobaczył niczego co przypominałoby dom. Tędy Szpilia pociągnęła go za dłoń i weszła między drzewa. Za ścianą drzew i krzewów stała mała chatka nie widoczna z drogi.
księżniczka podeszła do drzwi i zastukała cztery razy.
Drzwi się uchyliły a na progu stanęła niewysoka kobieta ubrana jak wszystkie kobiety w szarą suknię chustę na głowie i drewniane buty.
Witam w czym mogę pomóc? Spytała bacznie ich obserwując
Alicjo czy aż tak źle wyglądam w tej sukni spytała księżniczka?
Dziewczyna pisnęła i rzuciła się przyjaciółce na szyję a niech mnie szpile biją Szpilka ty żyjesz a już myślałam że nigdy cię nie zobaczę.
Tak żyję ale musisz nam pomóc To Rupert czarodziej, który odnalazł skrzynie w której byłam ukryta co tu się dzieje? Jakie plany ma czarnoksiężnik?
Wejdźcie do środka powiedziała Alicja rozglądając się bacznie.
Siadajcie powiedziała gospodyni i wskazała im krzesła, pójdę przygotować coś do picia i jedzenia.
Po kilku minutach wróciła niosąc tacę wypełnioną po brzegi różnymi smakołykami. Rozmawiali pijąc herbatę i zajadając przygotowane przez Alicje kanapki.
Musimy znaleźć sposób na przekradnięcie się do zamku, na odległość nie jesteśmy w stanie pokonać czarnoksiężnika.
Hmm chyba mam plan odpowiedziała Alicja intensywnie nad czymś myśląc.
Po chwili uśmiechnęła się , klasnęła w dłonie i powiedziała. Co środę a środa jest jutro chodzę do zamku z ziołami dla córki czarnoksiężnika . Rupert przemieni was w mrówki, i w ten sposób wniosę was do zamku.
Jesteś genialna szpilka rzuciła się na szyję przyjaciółce.
Ale co dalej powiedział Rupert jak możemy zniszczyć obecnego władcę?
Muszę ugodzić go w serce sztyletem który zrobię z diamentu w mojej koronie.
A obawiam się, że nie będzie to proste.
A czy nie możemy tego sztyletu wykonać teraz i schować go w torbie umocowanej na szyi ?
Możemy to znacznie ułatwi nam zadanie powiedziała Alicja.
Po chwili Szpilia wyciągnęła ze swojej korony szafirowy diament w ksztaucie litery S i jedną srebrną szpilkę z włosów. Mocnym pewnym ruchem wbiła szpilkę w diament, ten rozpadł się na miliony maluteńkich kawałeczków, a nad stołem zaczęła unosić się coraz większa mgła. Kiedy opadła oczom zebranych ukazał się sztylet miał rękojeść z wbitych w metal diamentów długi szpiczasty, ostry nóż zakończony ostrymi kawałkami kamienia.
Musimy go jakoś ukryć szepnął Rupert, wciąż był pod wielkim wrażeniem . Sztylet był naprawdę piękny.
Szpilka zasępiła się , ale w co? Może w jakiś materiał?
Nie, mam pomysł wykrzyknął czarodziej. Wypowiedział zaklęcie i na stół obok sztyletu , upadła materiałowa torebeczka z długim sznurkiem .
Następnie włożył sztylet do woreczka i zawiesił go na szyi księżniczki. Kiedy będziesz miała na sobie ponownie ubranie poddanych czarnoksiężnika niczego nie będzie widać.
Wspaniale odpowiedziała Szpilia i ziewnęła.
Ach, jak już późno czas położyć się spać jutro o świcie was zbudzę powiedziała Alicja. I ruszyła w głąb chaty. Rupert i Szpilia wyobrażali sobie , że będą spać na słomianym posłaniu. Jakie było ich zdziwienie kiedy po przejściu w głąb korytarza zobaczyli piękne misternie rzeźbione drzwi.
To zapraszam na salony odrzekła przyjaciółka księżniczki. Za nimi była piękna sypialnia z ogromnym łóżkiem nad ,którym rozpościerał się ogromny baldachim.
Ja ze Szpilką będziemy spały razem a Rupert zastanowiła się chwilę pstryknęła palcami i w rogu pokoju powstały kolejne drzwi prowadzące do mniejszej sypialni. O właśnie tam uśmiechnęła się
Po krótkim ustaleniu kolejki do łazienki i szybkiej toalecie zasnęli głębokim snem.

O szóstej rano ze snu wyrwało ich pianie koguta.
Alicjo na litość czy nie możesz wyłączyć tego piekielnego koguta spytała Szpilia?
Szpilka nie gadaj głupot tylko wstawaj musimy jeszcze omówić plan.
A niech to sto piorunów i dwa grzmoty westchnęła księżniczka i poszła do łazienki.
Po kilkunastu minutach kiedy z niej wyszła w domku unosił się aromat świeżo parzonej kawy oraz świeżych bułeczek z masłem.
Rupert wpatrzony jak w obrazek w Alicję z wniebowziętą miną chrupał świeżutkie bułeczki i popijał kawę.
O tak bułeczki Alinki tego mi brakowało powiedziała księżniczka z w niebo wziętą miną.
O, nie podlizuj się tak w piecu jest jeszcze pełna blaszka, więc na pewno starczy jeszcze.
na kolację. Odpowiedziała z uśmiechem gospodyni
Dobrze pora się zbierać klasnęła w dłonie po sprzątnięciu ze stołu. Rupert Szpilka pora was zmienić w mrówki i wpakować do koszyka.
Najbardziej boję się , że zgubię was gdzieś po drodze.
Rozmyślałem nad tym powiedział Rupert po zmniejszeniu nas użyję specjalnego czaru , który pozostawi nam nasze normalne głosy więc gdybyś nas zgubiła to na pewno usłyszysz wołanie.
O całe szczęście powiedziała Alicja pakując do kosza woreczki z ziołami.
A was umieszczę tutaj otworzyła przed dwiema siedzącymi na stole mrówkami mały woreczek.
No to Hop powiedział Rupert i wskoczył do woreczka. Ach westchnęła Szpilia do czego to się człowiek nie posunie by uratować swoich poddanych.
Alicja z koszem w dłoni usiadła na latającym dywanie czarodzieja , który zaniósł ją na okrytą drzewami łąkę przed zamkiem.
Do pokoju szepnął Rupert i dywan posłusznie ruszył w kierunku odwrotnym.
No dobrze powiedziała Alicja to ruszamy.
Po przebyciu krótkiej drogi stanęła przed bramą zamku.
Czegóż chcesz spytał strażnik przy bramie.
Jak co środę przychodzę do księżniczki Tygryni z ziołami.

A tak powiedział i otworzył przed nią bramę.
Gdy weszli na podwórze przed zamkiem Szpilia pisnęła ze złości. Co za parszywiec usunął wszystkie moje szafirki a tak je lubiłam .
Szafirki jakie szafirki szepnął Rupert.
Śliczne kwiatki, które wyglądają jak połączone z sobą kuleczki i mają piękny szafirowy kolor. O niech ja go tylko dorwę.
Ciszej powiedziała Alicja zasłaniając usta ręką i markując kaszel.
Zbliżamy się do zamku . Po kilku minutach weszli do zamku. Alicja weszła do kuchni.
Dzień dobry powiedziała głośno.
Alicja krzyknęła kucharka witaj dziecko. Jak się czujesz?
Dziękuję dobrze a pani, pani Eulalio jak się miewa.
Ja mam się świetnie ale to co tu się wyrabia to po prostu niesłychane.
Co się stało pani Eulalio?
A to ty nie słyszałaś? Król zażądził przebudowę całego królestwa to raz a dwa wszyscy starsi poddani zostaną wysiedleni i będą mieszkać w specjalnej wiosce tylko dla starych.
Coś takiego Alicja złapała się za głowę. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Może i nie dojdzie ale biedna Celinka ma tylko jeszcze jeden dzień życia.
Celinka? Ulubienica naszej Szpilki? Dlaczego?
W niedzielę król urządzał bal bardzo huczny zjechali na niego goście aż z dziesięciu różnych królestw. I kiedy nasza księżniczka Tygrynia tańczyła z jednym z książąt ten tak niefortunnie nadepnął na sukienkę księżniczki, że ta cała się popruła. Król oskarżył o to ośmieszenie Celinkę. Ale to nie możliwe , że ona coś źle zszyła ktoś musiał majstrować przy szwach sukni.
Ojej miejmy nadzieje, że wszystko jakoś się wyjaśni. Gdzie zastanę księżniczkę? Mam dla niej zioła i olejki.
Jest w ogrodzie z guwernantką. Dobrze to idę poszukać obu pań przyjdę jeszcze na pogaduchy jak będę wracać.
Do zobaczenia kochana.
Po wyjściu z kuchni Szpilia dała upust swej złości o nie co za kanalia on chce zabić Celinkę nie możemy do tego dopuścić.
Wiem odpowiedziała Alicja dlatego trzeba coś wymyśleć zanim komu kolwiek stanie się coś złego. Dobrze moje mróweczki cisza wchodzę na główny korytarz zamku a z tamtąd na taras i do ogrodu.
Alicja zwinnie pokonała korytarz, i przeszła na ogromny taras, z którego rozpościerał się widok na cały królewski ogród. Szybko odszukała wzrokiem księżniczkę Tygrynię. Wraz z guwernantką siedziały na krzesełkach tuż przy stole z kilkoma kartkami.
Dziewczyna zeszła po schodach i skierowała się w stronę księżniczki .
Witaj księżniczko powiedziała kiedy zbliżyła się do stolika. Dzień dobry pani Kobosko.
Dzień dobry odpowiedziały obie unosząc głowy z nad kart książki.
Alicja usiadła na podanym przez służącego krześle.
Przyniosłam zioła powiedziała kładąc na stole zawiniątko z ziołami.
O dziękuje kochana Alicjo księżniczka rzuciła się jej na szyję nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
To drobiazg uśmiechnęła się zielarka. Wspaniały dzień na naukę na świeżym powietrzu zwróciła się do guwernantki.
O tak uśmiechnęła się pani Koboska. Przy świeżym powietrzu wszystko lepiej wchodzi do głowy odpowiedziała i poprawiła kilka kartek na stole.
Nagle na królewskim dziedzińcu rozbrzmiały trąby .
Co to spytały Alicja i pani Ulka Koboska patrząc na księżniczkę.
Ta spuściła głowę zasłaniając napływające do oczu łzy. Dzisiaj chcą zgładzić Celinkę za tę nieudaną suknię. A to wszystko moja wina chlipnęła .
Jak to twoja spytała guwernantka podając księżniczce husteczkę.
Celinka ostrzegała mnie , że to nie krój dla mnie. Bo sukienka za dużo odsłania . A ja jej nie posłuchałam i chciałam wyciąć małą dziurkę żeby przewlec w pasie hustę . Tak też zrobiłam ale nie pomyślałam, że jak urwę kawałek nitki to szew całkiem się popruje.
Dziecko czemu nikomu o tym nie powiedziałaś?
Mówiłam ojcu ale on nie chciał mnie słuchać powiedział , że nie może zmieniać zdania.
Dotarły na ogromny plac, który otaczali poddani. Na środku stał podest na nim król królowa. Zaś tuż przy podeście splątana łańcuchami stała Celinka.
Wypuść nas z tego cholernego woreczka usłyszała alicja gdy stanęła oniemiała patrząc na Celinkę.
Pospiesznie wyjęła dwie mrówki z woreczka i położyła na dłoni.
Rupercie musimy polecieć na koronę czarno księżnika.
Mam lepszy pomysł powiedział Rupert przywołał magiczny dywan wcześniej sprawiając by ten stał się niewidzialny. Następnie przywrócił siebie i Szpilię do normalnego wyglądu również wcześniej uniewidzialniając .Podfrunęli na magicznym dywanie i stanęli tuż przy głowie króla.
Drodzy poddani rzekł król. Zebraliśmy się tutaj gdyż ta oto dziewczyna powiedział wskazując na krawcową. Zasłużyła na karę śmierci. A ta zostanie wykonana dzisiaj tu i teraz.
Do podestu zbliżyła się zakapturzona postać niosąca na ramieniu rzeźniczy topór umazany krwią.
Po poddanych przemknął szmer przerażenia.
Tak więc ja król i jedyny właściciel królestwa Eltenia skazuję winną Celinę karze śmierci. Wykonać !
Po moim trupie wszyscy usłyszeli wzburzony głos Szpili.
Owszem dziś czeka kara śmierci lecz nie niewinnych a winnych powiedziała.
Co, co to wyjąkał czarnoksiężnik.
Głos sprawiedliwości wrzasnęła mu prosto do ucha księżniczka.
Po chwili wraz z Rupertem stali się widzialni.
Koniec twoich rządów w tym królestwie czas by powrócił jego prawowity zarządca powiedziała i z uniesionym sztyletem stanęła przed czarnoksiężnikiem.
A więc żyjesz powiedział ze wściekłością . Czas naprawić mój błąd i od razu cię zabić.
Nie tym razem wysyczała i wbiła sztylet prosto w serce czarnoksiężnika.
Z jego gardła uniósł się jęk , który zaczął przechodzić w zawodzenie. Po chwili na placu pozostała tylko kupka jego zwęglonych ubrań.
Hurra Hurra! Wrzasnęli wszyscy poddani.
Każdy miał na sobie swój własny strój a nie obowiązujące w czarnoksięstwie identyczne ubrania. Wiatr przegonił ponure chmury na błękitne niebo wpełzło słońce a wszystkie rośliny miały żywsze i piękniejsze kolory.
Przed Rupertem na podeście stała Szpilia ubrana w szafirową sukienkę. Na głowie miała swoją śliczną koronę .
Kochani oto Rupert Cook lot mag , który uratował mnie oraz naszą krainę z niewoli.
Rupercie w podziękowaniu za twe zasługi przyjmij ten prezent powiedziała i założyła mu na szyję łańcuszek ze srebrnym wisiorkiem w kształcie litery S.
I żyli długo i szczęśliwie w Elteni.
Koniec

Categories
Moje opowieści

Rupert Cook i odnalezienie tajemniczej skrzyni

Rupert wracał po wakacjach, do krakowskiej szkoły. Sam przed sobą nie chciał się przyznać jak bardzo stęsknił się za lot magią, szkołą i przyjaciółmi. Wyszedł z pociągu i zarzucił na plecy malutki plecaczek , szybko przebył drogę na przystanek tramwajowy. Na przystanku czekał już szkolny tramwaj o numerze 3łamane przez 4 . Wsiadł do niego wraz z grupką znajomych i nieznajomych.
Usiadł obok Nikodema Browna i zajęci rozmową nie spostrzegli , że cały tramwaj już opustoszał. Na szczęście do porządku doprowadził ich jak zawsze przytomny lotniczy tramwaju. Przed szkołą kłębił się tłum pierwszoklasistów. Krążyli w każdą stronę szukając wejścia do budynku, Rupert popatrzył na nich z rozbawieniem po czym wskazał palcem na wiszącą na ścianie budynku informację.
Drzwi do szkoły pojawiają się po trzykrotnym stuknięciu palcem w ścianę.
Zademonstrował wszystkim zebranym jak wchodzi się do szkoły i śmiejąc się do rozpuku wszedł do sekretariatu.
Dzień dobry pani Letkis
Oh! dzień dobry Rupercie jak ty zmężniałeś prawdziwy przystojniak z ciebie.
Jak pani widzi wakacje w leśniczówce mi posłużyły.
Oj tak zgadzam się. Ach! ja tu gadam i gadam a ty pewnie jesteś zmęczony i chcesz odpocząć, proszę to twój klucz w tym roku wszyscy drugoklasiści zajmują pokoje jednoosobowe proszę 462 .Jeszcze tylko podpisz odbiór i jesteś wolny.

Z kluczem w dłoni wszedł do windy, a w zasadzie ogromnej kuli , którą w górę unosiły dwa potężne smoki . Piętro czwarte śmiechu warte usłyszał głos automatu.
Kula zatrzymała się i po chwili podzieliła na dwie połówki. Rupert wysiadł i skierował się na koniec korytarza. Tam znalazł schody, które prowadziły do jego pokoju.
Po otwarciu drzwi stanął w progu oniemiały. Pokój prezentował się po prostu pięknie. Tworzyła go ogromna kula do której światło wpadało dzięki okrągłym okienkom dookoła całej powierzchni. W środku było biurko, łóżko szafa i drzwi do łazienki. Rupert położył swój malutki plecak na podłodze stanął kilka kroków dalej i wypowiedział zaklęcie.
Co malutkie niech normalnych rozmiarów się stanie.
Po chwili malutki plecak zmienił się w ogromny plecak turystyczny wypełniony po brzegi. Chłopak wypakował ubrania , powiesił na wieszakach stroje do zajęć z lotnictwa magicznego, a następnie zmienił ponownie plecak w mały i położył na jednej z półek. Ponieważ do kolacji miał jeszcze trochę czasu postanowił pospacerować po szkolnym parku. Mnóstwo pierwszo klasistów z otwartymi buziami oglądało podniebne huśtawki czy kafejke na jednym z drzew. Rupert skierował się w stronę alejki o nazwie wypoczynek w chmurach . Na rozległej polanie leżało mnóstwo pierzastych chmurek tak naprawdę były to ogromne poduszki wypełnione pierzem. Usiadł na jednej z nich i powiedział :
W górę aż do nieba fruń pierzasta chmuro. Po kilku sekundach poduszka zaczęła się unosić i zawisła kilkanaście metrów nad ziemią. Chłopiec ułożył się wygodnie i pogrążony w rozmyślaniach zasnął. Obudził go dzwonek informujący o kolacji. Pędem sfrunął na ziemie i pognał w stronę szkoły. Kiedy przyszedł na jadalnie wszyscy już tam byli. Przy jego stoliku siedzieli już Hania, Sylwia, Ania Majka , Kacper Jasiek i Wojtek.Serdecznie się wszyscy przywitali i zaczęli rozmawiać o tym gdzie spędzili wakacje. Szpilici zaczęli już roznosić posiłki. Wszyscy Szpilici zajmowali się obsługą szkoły, sprzątaniem, gotowaniem, oraz ochroną . Charakteryzował ich niski wzrost, białe fartuszki z granatową literą S w lewym dolnym rogu oraz śmieszne czapeczki z granatowymi pomponami. I najważniejsza rzecz w zależności czym się zajmowali w przybornikach przy pasku nosili warzechę, zmiotkę i szufelkę czy bez przewodowe radio w przypadku ochroniarzy. Do stolika przy, którym siedział Rupert podjechał właśnie jeden z nich z wózeczkiem , na którym pyszniły się potrawy. Kacper chciał zażartować i spytał.
Co dziś na kolację czyżby żabie udka?
Zanim się obejrzał szpilit strzelił go warzechą w rękę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem a zdziwiony Kacper rozmasowywał dłoń.
Zanim następnym razem zaczniesz dokuczać jakiemuś szpilitowi dobrze się zastanowisz powiedział z ironicznym uśmiechem układając na stole talerze z jedzeniem.

Kolejnego dnia tuż po zakończeniu rozpoczęcia roku szkolnego uczniowie klas trzecich oprowadzali grupki nowicjuszy po szkole, parku i przyległym lasku. Natomiast Rupert i Janek postanowili skorzystać z pięknej słonecznej pogody i wybrali się na latających dywanach nad rzekę Dunajec. Chłopcy rozłożyli leżaki niedaleko mostu w Łukanowicach. Między nimi Janek wyczarował stolik na , którym pyszniły się lody dwie szklanki oraz butelka fanty i specjalny pojemnik z lodem. Chwilę wylegiwali się w słońcu i przeglądali portal syślook , i komentowali wpisy znajomych.
Rupert odłożył telefon na stolik i wszedł do wody. Dość długo pływał w ciepłej rzece . Nieco zmęczony postanowił poszukać na dnie ciekawych kamieni. Machnięciem dłoni stworzył sobie specjalny kostium do nurkowania oraz podświetlane okulary do nurkowania. Zanurzył się ponownie w wodzie i bacznie lustrował dno. Znalazł kilka białych i szarych kamieni ale żaden specjalnie mu się nie spodobał. Po kilku następnych metrach jego uwagę przykuł delikatnie wystający z pod innych zielony kamień. Podpłynął złapał go w dłoń i pociągną chcąc go wyciągnąć z pod reszty kamieni. Ten ani drgnął chłopak odsunął kilka kamieni wokół a zamiast małego zielonego kamyka pojawił się kamień dużych rozmiarów. Rupert ponownie szarpnął ale ten ani drgnął. Machnięciem dłoni przesunął wszystkie kamienie , które otaczały zielonego giganta i jego oczom ukazała się wielka skrzynia wykonana z zielonego kamienia postanowił ją pomniejszyć i sprawdzić w pokoju co się w niej znajduje. Pomniejszoną do rozmiarów kamyka skrzynię schował w kieszeni kąpieluwek. Miał już wynurzyć się na powierzchnie ale spostrzegł, że w miejscu dokładnie pod skrzynią leży metalowa zardzewiała skrzynka. Ją również schował w kieszeni i machnięciem ręki poprawił kamienie. Wynurzył się i rozejrzał Janek dalej wylegiwał się na leżaku jedząc lody. Rupert zrzucił swój strój nurka i zajął drugi leżak.
Znalazłeś coś ciekawego spytał Janek
Nie nic nie było odpowiedział. Zdrzemnę się trochę i będziemy spadać co?
Jasne za godzinę zrobię ci pobudkę.
Po godzinie chłopcy znów mknęli na latających dywanach w stronę Krakowa.
Po obiedzie Rupert postawił oba znaleziska i przywrócił do normalnych rozmiarów. W metalowej skrzynce znalazł kilka kolorowych kamieni natomiast duża była bardzo tajemniczym znaleziskiem. Nie posiadała żadnego zamka jedynie kilka wgłębień o różnych kształtach. Rupert przez chwilę przyglądał się wgnieceniom oraz kamieniom. Po chwili zaczął dopasowywać kamienie do wgnieceń. Wieko skrzyni zaczęło się uchylać i ukazywać oślepiający oczy blask. Po chwili ze skrzyni zaczęły wydobywać się czyjeś dłonie.

ciąg dalszy nastąpi

Categories
Moje opowieści

Co kryje lustro

Malwina przeciągnęła się w łóżku i klasnęła w dłonie kotary które je otaczały natychmiast się rozsunęły, niechętnie wstała z łóżka i jednym pstryknięciem palców zasłała je przykrywając czerwoną kapą. Szybko wzięła prysznic uczesała się, ubrała i sfrunęła kilka milimetrów nad schodami na dół. W kuchni królowała już oczywiście babka Elwira tłukąc się garnkami, była dopiero 8 rano a ona już gotowała obiad.
Dzień dobry babuniu powiedziała Malwina z pięknym uśmiechem.
Dobry, dobry dobre sobie całą noc nie zmrużyłam oka. W dodatku u bolała mnie głowa. Co zjesz?
Nie kłopoć się zrobię sobie kanapki.
Jak wolisz odpowiedziała i zamieszała w garnku. To chociaż nastawię ci wodę na herbatę.
dziewczyna tuż za plecami babki przefrunęła do lodówki wyciągnęła z niej szynkę i majonez a z szafki ogórki konserwowe. Po piętnastu minutach na stole stał talerz z górą kanapek z szynką majonezem i ogórkiem.
Zadowolona sięgnęła po talerzyk i nałożyła sobie dwie. Następnie wzięła z blatu herbatę i postawiła obok kanapek.
Usiadła na wysokim kuchennym krześle i ze smakiem zajadała kanapki popijając herbatą, po chwili i babka Elwira sięgnęła po jedną z gazetą w ręku.
Dobrze to na mnie czas, musze dziś wcześniej otworzyć sklep .
Skoro musisz to nic nie poradzę, aha jak będziesz wracać z miasta zrób zakupy.
Dobrze do widzenia.
Do widzenia, do widzenia zrzędziła babka do widzenia to i mówi ślepa Gienia. Ehh co za dziewczyna.
Malwina już dłużej nie słuchała tylko wsiadła do samochodu.
Cześć Driver.
Cześć dokąd jedziemy odpowiedział samochód.
Do pracy ale po drodze wstąpimy do piekarni, aha i pamiętaj żadnego straszenia bezdomnego Jacka już i tak ma przez ciebie sporo kłopotów.
Oj ja mu tylko puszczałem oczko przecież to nie moja wina, że poleciał z jęzorem na pół miasteczka.
Twoja, twoja po co go zaczepiasz masz siedzieć spokojnie .
No dobra, dobra jakoś wstrzymam tę pokusę podokuczania mu. A póki co za chwilkę będziemy przed piekarnią.
Dziewczyna z uśmiechem weszła do piekarni i kupiła dwie bułki z dynią oraz pączka z nadzieniem toffi na osłodę. Wychodząc ze sklepu zaówarzyła jak jej samochód wystawia język małemu chłopcu. Szybko wpadła do wnętrza pojazdu .
Driver !
No, co gapił się to ..
Och! Nie mam do ciebie siły wiesz warknęła. Była wściekła nikt nie może odkryć, że posiada magiczne moce inaczej nigdy nie odnajdzie magicznego zwierciadła a jej siostra na zawsze zostanie uwięziona jako porcelanowa figurka.
Samochód z piskiem zatrzymał się przed sklepem, w którym pracowała.
Malwina wysiadła z samochodu po uprzednim doprowadzeniu Drivera do porządku. Przeszła na drugą stronę ulicy i z uśmiechem pchnęła drzwi sklepu z antykami.
Weszła na zaplecze gdzie zostawiła śniadanie i zaparzyła kawę. Następnie posprzątała sklep i zostało jej 15 minut do otwarcia. Właśnie układała nowe rzeczy na wystawie gdy kontem oka zaówarzyła jak Driver bezczelnie puszcza oczko i wystawia język do bezdomnego Jacka.
Za trzęsła się ze złości i pilotem zmieniła Drivera w zwykły samochód.
Za co usłyszała po chwili z głośnika w pilocie.
Za kare odpowiedziała i wrzuciła pilota do torebki.
Otworzyła sklep i usiadła za ladą.
Po chwili dzwoneczek umieszczony przy drzwiach zadzwonił i mogła ujrzeć mężczyznę niosącego duży pakunek.
Dzień dobry powiedział kładąc długi przedmiot na ladzie.
Dzień dobry w czym mogę pomóc?
Chciałbym sprzedać lustro powiedział i rozpakował piękne rzeźbione lustro z kartonowego opakowania.
Jest bardzo piękne powiedziała Malwina mogę panu zaoferować za nie 400 złotych.
Dobrze odpowiedział mężczyzna. Następnie podpisali odpowiednie dokumenty i po otrzymaniu gotówki mężczyzna wyszedł ze sklepu.
Dziewczyna wyszła na zaplecze i rozpakowała lustro. Piękna kryształowa tafla lustra otoczona była drewnianą ramą rzeźbioną w misterne wzory.
Malwina sięgnęła do torebki i wyjęła z niej ciemno zielony kamień w ksztaucie kuli i przyłożyła do tafli lustra.
Po chwili pojawił się oślepiający blask i dziewczyna znalazła się w zupełnie innym świecie.
Rozejrzała się w okół znajdowała się na polanie pełnej kwiatów. Na lewo widniały budynki i słychać było szum miasta.
Z trzymanej w dłoniach torebki wyciągnęła pilota i przywołała samochód.
Driver zjawił się po chwili i spytał .
Gdzie jesteśmy tak właściwie?
Żebym ja to wiedziała, dobra na razie podwieziesz mnie do miasta i zmienisz się w plecak.
Po chwili dziewczyna z plecakiem na ramionach i z torebką w ręce mijała pierwsze domy miasta.
Wszystkie domki i ogródki były bardzo zadbane , wokół domów było wiele kwiatów,. Poszła w kierunku skąd dobiegała muzyka i głosy. Mijała wiele domów i domeczków, bardzo podobały jej się malownicze uliczki i wystawy sklepowe . Kiedy weszła na rozległy rynek zobaczyła scenę wokół, której zgromadziło się mnóstwo no właśnie dość dziwnie wyglądających ni to krasnoludów ni ludzi. Wysocy mężczyźni w dziwnych kwadratowych czapkach z pomponami nosili bardzo długie brody i śmieszne kolorowe ubrania. Kobiety zaś ubrane w kolorowe sukienki w czerwonych kapelusikach na głowie. Mężczyzna , który przemawiał na scenie miał długą zaplecioną w trzy ozdobne warkocze brodę, zaś na głowie taką samą czapkę jak mężczyźni. Tuż obok niego na scenie stała baletnica Malwina przyjrzała się lepiej postaci i zobaczyła własną siostrę sięgnęła do plecaka po porcelanową figurkę , w którą była zaklęta Lilka by móc się z nią skontaktować.
Siostro słyszysz mnie szepnęła do figurki.
Słyszę odpowiedział jej szept.
Spójrz w lewo .
O! Malwinka to ty to naprawdę ty?
Tak czy ci ludzie są niebezpieczni?
Niestety tak musisz uważać, bo gdy cię zaówarzą grozi ci niebezpieczeństwo.
Rozumiem , coś wymyślę.
Wycofała się kilkanaście metrów i powiedziała.
Driver masz misje , na scenie stoi baletnica musisz tak blisko podjechać bym mogła wciągnąć ją do samochodu następnie przeksztaucisz się w samolot i odlecimy na polankę.
Szybko wsiadła do czekającego samochodu i z piskiem pomknęli na rynek . Ludzie oniemiali patrzyli na pojazd , który zatoczył koło wokół rynku.Następnie z piskiem zatrzymał się przy scenie poczekał aż Malwina wciągnie siostrę do wnętrza i z piskiem opon wzbił się w powietrze.
Czary , czary wrzeszczeli ludzie natomiast stojący na scenie mężczyzna pomstował na wstrętną czarownice, która odnalazła lustro.
Na polanie Malwina włożyła w naszyjnik swojej siostry małą turkusową kuleczkę.
Pojawił się błysk porcelanowa figurka w jej ręce rozprysnęła się w drobny mak .
Oszołomiona dziewczyna rozejrzała się była w sklepie obok niej stałajej siostra Lilka.
Rzuciły się sobie na szyje ojej jak dobrze , że się udało szepnęła Malwina.
Dziękuję siostrzyczko gdyby nie ty ci źli ludzie spalili by mnie na stosie.
Po kilku godzinach obie wyszły ze sklepu zawieszając tabliczkę zamknięte i wsiadły do stojącego przed nim samochodu.
Do domu Driver.
Zdziwiona Malwina brakiem reakcji samochodu kliknęła pilota. No tak wraz z odnalezieniem ciebie straciłam magiczne mocepowiedziała i zapaliła silnik.
Dzień dobry babuniu powiedziały chórkiem wchodząc do kuchni i kładąc zakupy na stole.
Dobry, dobry teraz to się dopiero zacznie jak jesteście w duecie. Zrzędziła babka.
Obie siostry wbiegłyy po schodach na górę.
No teraz to się zacznie mruczała mieszając zupę babka. Ale to i dobrze , że Lilka wróciła już z tego Lublina.
Lublina? kogo ja chce oszukać?

Categories
Moje opowieści

Cena szczęścia

Małgorzata pospiesznie wyszła ze szpitala, szła ulicą przełykając łzy. Nie mogła uwierzyć , że coś takiego spotyka właśnie ją diagnoza nie pozostawiała złudzeń nowotwór tkanek miękkich w bardzo zaawansowanym stadium. Nie bawiła się w będzie dobrze po prostu spytała lekarza .
Jak długo?
Może pół roku , bardzo mi przykro powiedział młody lekarz.
Ta odpowiedziała i wyszła z gabinetu.
Do domu dotarła po północy, na całe szczęście była sama w domu. Mogła dać upust żalowi i wściekłość.
Za co to do cholery za co? Krzyczała patrząc na obrazek Matki Bożej.
Po godzinie miotania się po domu zasnęła.
Rano postanowiła zapomnieć o wszystkim , nikt naprawdę nikt nie może się dowiedzieć co się stało . Ubrała się i starannie wymalowała, nawet w brew samej sobie zjadła pożądne śniadanie i wyszła do pracy.
Pracowała od czterech lat w w przychodni Medived, kiedy ukończyła studia pielęgniarskie to było jej największe marzenie .
Weszła do przychodni i skierowała się do pokoju dla personelu, ubrała roboczy mundurek i skierowała się do pokoju zabiegowego. Grupka pacjętów już czekała .
Dzień dobry powiedziała i zaprosiła pierwszą osobę.
Mierzenie ciśnienia pobór krwi. Następny.
Do piętnastej czas spędziła pobierając krew , robiąc zastrzyki i opatrunki.
Wracając do domu zrobiła zakupy, wstąpiła też do cukierni po jakieś ciastka.
W domu zastała już rodziców i brata.
Cześć krzyknęła od drzwi jak bawiliście się w Zakopanem?
Cześć pracy odkrzyknęli chórem dobrze zaczęli mówić jedno przez drugie.
Maciek co ci się stało krzyknęła , gdy stanęła w progu kuchni i zerknęła na siedzących wokół stołu.
Nic takiego odpowiedział jej nastoletni brat , po prostu nie wyhamowałem na nartach.
Ale co złamanie ?
Nie ręka jest mocno stłuczona i lekko zwichnięta na wszelki wypadek lekarz założył szynę gipsową.
O Na całe szczęście . Co na obiad?
A dzisiaj królewska uczta zatarli ręce panowie. Barszcz czerwony z uszkami i roladki drobiowe w sosie serowym.
O to naprawdę uczta uśmiechnęła się Gosia pójdę tylko umyć ręce i zaraz będę.
Po obiedzie i szarlotce z lodami czuli się jak nadziane gęsi.
Kolejne dni nie przynosiły nic nowego praca dom spotkania z Darkiem. Pewnego marcowego dnia Darek zaprosił Małgosie na uroczystą rodzinną kolacje, siostra miała im coś przekazać czy jakoś tak.
Dziewczyna postanowiła wyglądać pięknie rozpuściła włosy i wyprostowała lekko podkręcając końce prostownicą. Ubrała długą szafirową sukienkę i specjalnie do niej dobrane granatowe szpilki i taką samą torebkę. Była gotowa zamówiła taksówkę i pojechała do domu Dariusza. Posesja domu była porządnie odśnieżona a od bramki do domu prowadziły wbite w śnieg lampki solarne. Zapukała do dużych dębowych drzwi. Otworzyła pani Hania mama Darka .
Gosiu jak ty pięknie wyglądasz chodź bo ziąb powiedziała zagarniając dziewczynę do środka. W domu czuć było przyjemne ciepło, chodź kochanie wszyscy siedzą w salonie powiedziała pani Halinka i ruszyła przodem.
W salonie siedzieli naprawdę wszyscy rodzice i rodzeństwo Darka oraz jej własna rodzina. O co tutaj chodzi pomyślała patrząc na wszystkich ze zdziwieniem.
Darek wziął ją za rękę i posadził obok siebie , po chwili dostała filiżankę kawy i talerzyk z ciastem. Patrzyła na swojego chłopaka nic nie rozumiejącym wzrokiem, spokojnie Gosiek spokojnie powiedział i pogładził jej dłoń.
Kiedy wszyscy już siedzieli przy stole wstał i stuknął widelczykiem do ciasta w kieliszek .Wszyscy umilkli a wtedy Darek przykląkł na jedno kolano i z otwartym pudełeczkiem w dłoni spytał.
Gosiu czy zostaniesz moją żoną?
W jednej sekundzie przez jej głowe przetoczyło się tornado myśli postanowiła nie ranić ani jego ani siebie.
Tak odpowiedziała ze łzami w oczach.
Wszyscy bili brawo a rodzice obojga ocierali łzy wzruszenia.
To co gorzko zakrzyknęli wszyscy i para zatonęła w pocałunku.

Przez następne dni uśmiech nie schodził z twarzy Gosi była najszczęśliwsza na świecie nie zaprzątała swojej głowy myślami co dalej , wierzyła , że będzie dobrze. Kiedyś w pracy usłyszała jak dwie starsze panie rozmawiają o świętej Ricie, zaciekawiło ją to i usłyszała z dalszej rozmowy , że to święta od spraw beznadziejnych.
Postanowiła poczytać w domu kim była święta.
Po pracy dopadła komputera i dowiedziała się że święta Rita a właściwie Marita pochodziła z Włoch, i jest patronką w sprawach beznadziejnych, poniżanych oraz małżeńskich,. Kilka dni biła się z myślami co robić odkąd zachorowała nie chodziła do kościoła. Postanowiła spróbować i codziennie odmawiała modlitwę do świętej Rity.
Termin ślubu zaplanowali na dwudziestego pierwszego września, zarezerwowali salę, orkiestrę i z radością oczekiwali na nadejście tego dnia. W kwietniu spotkała ich niespodzianka podczas badań okresowych wyszło na jaw , że Małgosia jest w ciąży.Jakaż była ich radość teraz meblując nowe mieszkanie zastanawiali się czy będzie to chłopiec czy dziewczynka i jak pomalować pokój?
Najlepiej jakoś neutralnie na zielono albo na żółto mówiła Małgosia.
Daj spokój nie pozwole żeby mój syn miał żółty pokój jak jakaś dziewczynka.
A jeśli będzie dziewczynka?
To nie pozwole żeby miała zielony pokój jak jakieś niewiadomo co przekamarzał się Darek.
Wspólne wakacje spędzili w Mrągowie, codziennie spacerowali uliczkami miasta a popołudniami wylegiwali się na plaży i pływali w jeziorze. To miejsce jest urokliwe mówiła Gosia .
Tak masz racje .
Siedzieli na jednej z ławeczek na długim molo i obserwowali jezioro oraz mijających ich ludzi, dokąd oni tak pędzą?
Dzisiaj mają być jakieś koncerty masz ochotę iść? Spytał Darek.
Jakoś nie bardzo chodźmy w stronę hotelu może znajdziemy po drodze jakąś lodziarnie.
W maleńkiej lodziarni „ Domowe i zdrowe” zjedli po trzy lody , które naprawdę były pyszne Gosia skusiła się na miętowe z kawałkami czekolady, miodowo makowe i śmietankowo mascarpone lody były naprawdę pyszne i obżarci jak bąki trzymając się za ręce szli w stronę hotelu.
Ponieważ ciąża była już w zaawansowanym stadium Gosia całe dnie spędzała w domu, jej główne zajęcia skupiały się na buszowaniu w internecie i skupowaniu coraz to nowszych gadżetów dla dziecka. Podczas ostatniego badania okazało się , że będzie to dziewczynka Małgosia postanowiła , że da jej na imię marita ponieważ wiedziała komu zawdzięcza to szczęście.
Dzień dwudziestego pierwszego września zbliżał się wielkimi krokami, ostatnia przymiarka sukni ślubnej .Aż wreszcie nadeszła ta sobota.
Małgosia od rana jeździła po mieście odwiedzając fryzjerkę, kosmetyczkę i na końcu krawcową. Nie zapomniała o tradycji coś nowego suknia i bielizna, coś starego brożka po babci Jadzi zapięta tuż przy dekolcie sukni, coś pożyczonego pożyczyła od mamy kolczyki i oczywiście coś niebieskiego czyli błękitne buty. Limuzyna z państwem młodym podjechała pod kościół. Najpierw wysiadł pan młody i w podskokach dobiegł do drugich drzwi otwierając je przed panią młodą.
Do ołtarza zaprowadziła pana młodego mama . Małgosia szła pod rękę z tatą w takt pieśni ave Maryja. Kościół był pełen gości, pięknie ubrany w białe róże u stóp ołtarza stał zdenerwowany pan młody. Gosie rozbawił widok FDarka trzymającego jak by się wydawało fason jednak wstrzymywane co 5 sekund powietrze okazywało oznaki zdenerwowania. Po ceremonii państwo młodzi zostali obrzuceni ryżem grosikami oraz cukierkami przez rodzinę i znajomych. Przyjęcie odbyło się w domu weselnym obrączki. Od drzwi gościom wręczano kieliszki szampana państwo młodzi stojąc na środku Sali przed kelnerem z tacą , na której widniał chleb, miseczka z solą oraz dwa kieliszki. Młoda para odtańczyła pierwszy taniec przy piosence celine dion hearth will go on, a następnie wszyscy goście bawili się na całego przy wynajętym zespole tanecznym. O północy Darek rzucił muchą prosto w brata natomiast welon wypadł na tańczącą w kole dziewcząt sąsiadkę Darka osiemdziesięcioletnią panią Danusie wszyscy zginali się ze śmiechu widząc tą parę .
Następny dzień zleciał młodemu małżeństwu na odpakowywaniu prezentów oraz kopert . Od rodziców Małgosi dostali zmywarkę i pralkę , od rodziców Darka lodówkę natomiast brat i siostra Dariusza ufundowali im kołyskę.
Darek bardzo opiekował się żoną która była już w ostatnim trymestrze ciąży. Małgosia spakowała torbę do szpitala już w listopadzie. I tydzień przed terminem została odwieziona przez męża do szpitala.
Podczas głębszych badań wyszedł na jaw nowotwór , Pani Małgosiu ja nie wiem czy będzie pani w stanie urodzić mówił lekarz rozkładając ręce. Pani organizm jest bardzo słaby czemu nikt wcześniej nie robił pani wszystkich badań?
Ja wiedziałam o raku od pół roku wiem, że mogę umrzeć podczas porodu ale nie przeraża mnie to ,bo naprawdę ciesze się , że mogłam tak długo żyć.
Po powrocie na salę Małgosia postanowiła napisać pożegnalny list dla każdego .
Marita urodziła się dwudziestego czwartego grudnia o godzinie 18:15 dostała 10 punktów w skali apgar i ważyła 3, 51 kg przy 45 centymetrach. Małgosia tuliła do piersi swoją córeczkę. Ostatkiem sił odłożyła ją do łóżeczka i okryła kocykiem. Wielkie łzy spływały po jej policzkach kiedy zasypiała tej nocy.
Kiedy się obudziła przy jej łóżku stała kobieta w habicie z różą w dłoni chodź kochanie już czas powiedziała i ujęła Małgosie za rękę. I poszły w stronę światełka. Kiedy się tam znalazły Małgosia poczuła radość i szczęście.
Następnego dnia szczęśliwy Dariusz przyszedł na salę gdzie leżała Małgosia. Zastał dwa zasłane łóżka poszedł więc do dyżurki myśląc , że żona została przeniesiona na inną salę. Zapłakana pielęgniarka przytuliła go i wręczyła kopertę.
Darku
Wiedziałam od lutego , że mam raka nie chciałam was martwić. Chciałam przeżyć moje ostatnie dni najlepiej jak umiałam . Dzięki tobie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie zostałam żoną i matką mogłam cieszyć się życiem najlepiej. Proszę zaopiekuj się Maritą i moimi rodzicami będziecie sobie teraz potrzebni. Małgosia

Categories
Moje opowieści

Magiczna szkoła latania i Bursztynowa komnata cd.

Dziewczęta szybko skorzystały z przygotowanych mioteł, i wzbiły się wyżej.
To co robimy spytała Baśka.
Narazie spróbujmy pochodzić omijając to miejsce z zapadnią. Koleżanki z wielkim zainteresowaniem obchodziły całe pomieszczenie. Cała komnata była poprostu piękna. W całości wykonana z bursztynu, nawet herby na ścianach były bursztynowe.Oprawa lustra meble.
To prawdziwe cudo, szepnęła Hania.
Nikt nam nie uwieży powiedziała Haśka wyciągając komórkę.
Ani mi się warz! Musimy najpierw pomyśleć jak to się tutaj znalazło i jak się z tąd wydostać.
dobrze zadyrygowała Baśka ja i Haśka tutaj zostaniemy a Hania spróbuje zobaczyć co jest pod podłogą i gdzie prowadzi.
Hokus pokus czarna kwoka zamiast Hanki czarna sroka!
Hania poleciała w głęboką odchłań. Dziura była naprawdę głęboka i ciężko było znaleźć z niej jakieś wyjście. Po pewnym czasie uwagę Hani przykłuł błyszczący przedmiot na ścianie. Podleciała bliżej by się mu przyjrzeć. To najzwyczajniej w świecie był pierścień z dużym świecącym oczkiem. Obejrzała go dokładnie i poleciała dalej. Na dole nie było zupełnie nic, chociaż nie do końca ten mały świecący przedmiocik co to. Hania podeszła bliżej i zobaczyła niewielkie drzwi w ścianie tylko jak je otworzyć? Drzwi nie miały klamki ani nic w tym rodzaju znajdowała się w nich dziurka na kluczyk. Hmm okrągły kluczyk zamyśliła się, już wiem ten pierścień. Pofrunęła po pierścień, położyła go na podłodze i zamieniła w człowieka tak by móc otworzyć drzwi. po ich otwarciu postanowiła ponownie wrócić do postaci sroki. Ostrożnie wychyliła głowę przez szparę w drzwiach i rozejrzała się była w jakimś parku. ostrorznie podfrunęła na gałąź , no nie przecież to Planty i pomnik Harfiarza. Spojrzała na Pomnik drzwi były zupełnie nie widoczne na pierwszy rzut oka naprawdę dobrze trzeba było się wpatrzeć żeby w pomniku zobaczyć drzwi. ponownie weszła do pomnika i zamknęła drzwi.
Tymczasem dziewczęta wewnątrz komnaty znalazły dokumenty dzięki , którym dowiedziały się o jej powstaniu.
Jak głosił jeden dokument w 1701 roku Fryderyk I Hohenzollern zamówił wykonanie bursztynowego wystroju gabinetu w swoim pod berlińskim pałacu Charlottenburg u mistrza bursztyniarskiego z GdańskaAndreasa Schlütera. .
Pierwszym z realizatorów dzieła był Gottfried Wolfram, który zawodu również uczył się w Gdańsku. Dwaj następni wykonawcy – mistrzowie gdańskiego cechu – Gottfried Turau i Ernest Schacht doprowadzili do końca zamysł Schlütera. Prace nad tym trwały jedenaście lat.
Dalsze losy komnaty opisane były w kolejnym dokumencie.
W 1716 car Piotr I Wielki w czasie wizyty w Prusach, zachwycony arcydziełem, otrzymał je w podarunku od Fryderyka Wilhelma jako dowód przyjaźni i potwierdzenie zawartego sojuszu. Dar trafił do Petersburga – najpierw do Pałacu Letniego, a później Zimowego. Od 1743 gabinet rozbudowywano – m.in. dodano kandelabry, lustra, a także meble. W 1755 carowa Elżbieta przeniosła komnatę do pałacu w Carskim Siole.
No tak a później komnata została zrabowana, przecież mieliśmy to na histori .
Wszyscy myślą , że zaginęła a tu proszę odnalazłyśmy taki skarb .
Hania rozejrzała się no tak przecież tutaj jest drabina ciekawe dokąd prowadzi.
Ponownie zmieniła się w człowieka i zaczęła wchodzić w górę po drabinie. pchnęła lekko drewnianą deskę i wyjrzała co jest na górze. Znajdowała się znowu w bursztynowej komnacie deska przykrywająca przejście leżała pod łóżkiem zupełnie nie widoczna.
Dziewczęta usiadły na mocno zakurzonej podłodze .
To co robimy?
Myślę , że trzeba o tym poinformować panią dyrektor i z nią naradzić się co dalej.
NO to jazda powiedziała Hania Po drabinie zeszły na dół.
Bobiti babiti trzy główeczki zamiast dziewcząt są mróweczki powiedziała Haśka i w ten oto sposób niezaówarzone przez nikogo wyślizgnęły się dziurką od kluczyka w drzwiach pomniku.
Rozejrzały się w około nie było nikogo . Jazda bobiti babiti won mróweczki wróćcie znowu dziewczyneczki. Pędem pobiegły w stronę przystanku tramwajowego. Przejechały parę przystanków i przez ukryty w tunelu portal znalazły się na dworcu w Tarnowie.
To teraz pędem na przystanek i łapiemy jakiś autobus.
Cholera autobus będzie dopiero za 30 minut.
Dobrze to chodźmy do tej piekarni mam ochotę na coś do zjedzenia.
Po kwadransie gdy obładowane smakołykami wyszły z piekarni autobus podjeżdrzał na przystanek.Pod górę wbiegły jak szalone i zdyszane zatrzymały się pod drzwiami szkoły.
Drzwi szkoły były fantastyczne wykonane z drewna przedstawiały ogromną sowę . Spokojnie weszły do budynku i na pierwszym piętrze stanęły przed okrągłymi drzwiami z mosiężną klamką w ksztaucie klucza.
Nieśmiało zapukały drzwi same się uchyliły.
Za biurkiem w gabinecie siedziała dyrektor Szpilewicz.
Dzień dobry powiedziały.
O dzień dobry dziewczynki zapraszam uśmiechnęła się dyrektorka.
Co was do mnie sprowadza czy macie jakieś kłopoty?
Usiądźcie proszę powiedziała i postukała trzy razy w blat. Przed jej biurkiem natychmiast pojawiły się trzy fotele.
Kiedy już usiadły zaczęły opowiadać pani dyrektor co odkryły.
Jesteście zupełnie pewne , że jest to komnata bursztynowa?
Tak wewnątrz nawet znalazłyśmy dokumenty , które dokładnie opowiadały o jej dziejach.
Proszę powiedziała Baśka podając komórkę zrobiłam zdjęcia.
To niesamowite tyle lat poszukiwań a teraz okazuje się , że komnata nadal jest w krakowie.
Dobrze natychmiast lecimy do Krakowa pokażecie mi wejście do komnaty .
Pani dyrektor wstała złapała za swoją różdrzkę i machnąwszy nią w powietrzu powiedziała:
Raz , dwa, trzy, cztery teleportacja mała do smoka wawelskiego polecieć bym chciała.
Po kilku sekundach we cztery znalazły się w krakowie przy ogromnym smoku.
Dobrze to teraz prowadźcie powiedziała pani dyrektor uprzednio zmieniwszy siebie i dziewczęta w świetliki.
Po krótkim locie były w komnacie.
To nie samowite dziewczęta odnalazłyście poszukiwany od lat skarb narodowy.
Dobrze teraz teleportuje was do szkoły a półźniej poinformuje kogo trzeba o tym znalezisku.
Zmęczone i pełne wrażeń dziewczęta nawet nie wiedziały kiedy zasnęły.
Następnego dnia w mediach wybuchła sensacja o odnalezieniu bursztynowej komnaty przez trzy nastolatki.
Kilka dni później w szkole odbył się uroczysty apel , wktórym wziął udział sam prezydent kraju i odznaczył dziewczęta medalem zasług.
Po apelu cała szkoła gratulowała dziewczętą, chłopcy nieśli je na rękach do pokoju a cała idąca za nimi grupa wrzeszczała Baśka Haśka Hania poszukiwaczki skarbów.

Categories
Moje opowieści

Magiczna szkoła latania i odnalezienie ukrytej komnaty.

Pierwszy tydzień w szkole upłynął Hani dosyć szybko, w klasie panowała miła atmosfera nawet kilku chłopaków było w jej guście.Zwłaszcza ten Sebastian wysoki, przystojny i te długie włosy , czasem właziły mu do oczu a czasem wiązał je w kucyk. Jeśli chodzi o dziewczyny Hania najbardziej zaprzyjaźniła się z Honoratą i Heleną, założyły nawet klub Haheho jak dowcipnie nazywali je w klasie. Jeśli chodzi o szkołę to Hania najbardziej lubiała spędzać wolny czas w kawiarni często przesiadywała tam na długiej przerwie rozmyślała i popijała herbatę lub gorącą czekoladę. W internacie dzieliła pokój z Baśką i Haśką, dziewczyny były bardzo sympatyczne. Ich pokój wogóle miał fajne rozmieszczenie. wchodziło się do obszernego saloniku, na środku stały 2 kanapy i stolik. Po prawej był pokój Haśki duży w kolorze fioletowym, podłoga także była fioletowa. Na środku niej leżał zielony dywanik a z boku stała zielona sofa. Na drugiej ścianie pod oknem było biurko a obok niego szafa na ubrania. Z boku były drzwi do łazienki. W zasadzie każdy pokój wyglądał tak samo różniły się wyłącznie kolorami. Baśki pokój był zielony z brązowym łóżkiem i dywanem. Natomiast królestwo Hani było turkusowo-granatowe. Rupert mieszkał w męskiej części internatu i poza lekcjami jakoś rzadko się widywali,. Poziom w szkole był naprawdę wysoki i żeby nie być na szarym końcu trzeba było nieźle wkówać.
Dzisiaj mieli pierwszą lekcje z latania, na placyku przed szkołą zebrała się cała ich klasa. Czekali na profesora Masłowskiego. Tuż przed gongiem na lekcję pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna. Ubrany był w srebrny garnitur, granatową koszulę i srebrną muchę. Na nosie miał małe śmieszne okularki w kolorze srebrnym a pod nosem długie wąsy. Witam was na pierwszej lekcji latania, najpierw zajmiemy się teorią, tym jak przedewszystkim zbudować własną miotłę a następnie jak z niej kożystać. A zatem udamy się do lasu po niezbędne do zbudowania miotły gałęzie. Całą lekcję tworzyli swoje miotły i była to naprawdę świetna zabawa. Każda miotła tak naprawdę była inna Haśka stworzyła miotłę z ozdobnymi świecącymi wężykami, miotła Hani była zwyczajna a jej końce zdobiły kolorowe sznureczki. Rupert stworzył prawdziwe arcydzieło, jego miotła była kolorowa świecąca i czarno złota. Doskonale jeżeli już macie swoje miotły spróbujmy ich użyć, na początek poćwiczmy komendę : Do mnie!
Każdy zaczął przywoływać miotłę a one natychmiast stawały w pionie i przylegały do dłoni. Po tak wielu wrażeniach chwila wytchnienia na lekcji histori , choć nie do końca było spokojnie. Pani Malutka choć to nazwisko zupełnie nie pasowało do wysokiej kobiety z burzą rudych loków. A więc pani Malutka przekręciwszy niechcący nazwisko jednego z uczniów rozpętała awanturę.
Dzień dobry sprawdźmy na początek obecność.
Antolska Julia?
obecna!
Brown Anna?
Obecna!
Cook Rupertt?
obecny!
I przy literce d zaczęło się piekło. Zamiast Dudek Tomasza po przejęzyczeniu powstał Dupek tomasz nic nie dało przepraszam i poprawki. Śmiali czarodzieje szybko wyczarowywali na podkoszulku Tomka obraźliwe teksty. Dupek jestem Tomasz imię mam i z dupkami w golfa gram. Duperszmit Tomasz dupami się interesuje sztukę latania by podglądać dupy trenuje. Nauczycielka nie potrafiła poradzić sobie z rozszalałą klasą i połowa uczniów natychmiast poleciała na dywanik do dyrektora. Siedmiu chłopców było przerażonych gdy odkryli, że zamiast w klasie siedzą w fotelach w gabinecie dyrektorskiim. W zasadzie stwierdzili , że nie ma się czego bać gabinet był zupełnie pusty. Biurko świeciło pustkami a w rogu .
A w rogu dyrektorskiego gabinetu leżało pudełko ze szklanymi kulkami. Maks, Jacek, Dawid, Gustaw, Seweryn, Piotrek i Robert byli zachwyceni choodźcie pogramy w kulki powiedział Dawid i podrzucił jedną kulką. W tym momencie w ścianie otworzyły się tajne drzwi a za Nimi ujjrzeli sprawdzającą kartkówki panią dyrektor Sylwię Szpilewicz. Przerażeni chłopcy staneli na baczność.
No co tam aniołki ? Co znowu przeskrobaliście?
Niiiiiiiccc odpowiedział zgodny chórek.
Pani profesor Malutka pokazała mi co robiliście. Czy wam nie zdarza się przejęzyczyć?
Dawidzie czy to nie ty ostatnio na apelu zamiast wieniec laurowy powiedziałeś wincent lowy?
Ale pani dyrektor to przecież .
Żadnych ale ! od dzisiaj do końca tygodnia zostajecie za kare pomagać przy zmywaniu na stołówce!
Czy to jest jasne?! Może są jakieś ale?
Nieee odpowiedzieli zwieszając głowy.
A teraz jazda na lekcje i żebym was za takie przewinienia więcej nie widziała, powiedziała pani dyrektor i machnęła swoją różdrzką w ksztaucie metalowej szpilki.
Chłopcy znaleźli się w klasie .
Przepraszamy powiedzieli do nauczycielki, sorry Tomek.
Dobrze siadajcie powiedziała pani Malutka i kontynuowała lekcję.

PO lekcjach Rupert i Hania wybrali się na spacer po szkolnym ogrodzie. Był on naprawdę fantastyczny.
Na wielkim rozłożystym dębie wisiała huśtawka z opony, tuż obok na drugiej gałęzi huśtawka z deseczki. Przyjaciele minęli drzewo i poszli dalej ścieżką. Usiedli na chwilę na ławcę zbudowanej z czekolady, spróbowali jaki ma smak i roześmiani poszli dalej. Na polance siedział ogromny smok a z jego grzbietu fantastycznie zjeżdrzało się.
O raju Rupi popatrz jaka zjeżdrzalnia rewelacja mam ochotę zjechać chodźmy.
Jasne ja też chętnie się przejadę nigdy nie zjeżdrzałem z dinozaura.
Dinozaur był naprawdę imponująco ogromny usiedli obok siebie i z podziwem oglądali okolice siedząc na głowie olbrzyma.
To co jazda krzyknęli i zaczęli zjeżdrzać. po kilku minutach roześmiani byli na dolę.
Ale extra naprawdę super.
Chodź zobaczymy co jest dalej.
Dalej to naprawdę była rewelacja, szli obok siebie podziwiając przepiękne klomby z kwiatów. Były we wszystkich kolorach tęczy. Gdy minęli kwiaty przed wejściem dalej zobaczyli tabliczkę z napisem.
Polana prezentów trzy prezenty dziennie dla ciebie,.
Zaintrygowani weszli na pustą polanę. usiedli na wyczarowanym przez Hanię kocu. Po chwili w ich stronę sfrówał balon z przyczepionym koszyczkiem. Na balonie pisało Rupert. Koszyczek wylądował tuż przed nim. Balon odczepił się i pofrunął dalej a zaskoczony Rupert wyciągnął z koszyczka czekoladową żabę , która przemówiła słodko.
Jeestem żaaba czeekoladoowa sprróbuj może pooluubisz żaabie udkaa.
Oboje roześmiali się rozbawieni. W tym całym zamieszaniu Hania nie zaówarzyła jak przed nią ląduje koszyczek dopiero teraz go zobaczyła.
W koszyczku był prosiaczek gdy Hania go wyjęła wystawił ryjek i powiedział.
Noo daj ryjka złociutka nie wstydź się.
Rozbawieni poszli zwiedzać resztę parku. było tam wesołe miasteczko z karuzelami, straszny dom pełen upiorów oraz labirynt. Byli już trochę zmęczeni więc obiecali sobie , że innym razem zobaczą te atrakcje. Chodźmy trochę odpocząć powiedziała Hania. i poszła w stronę internatu. Rupert chciał jeszcze poduczyć się na jutro więc poszedł do biblioteki.
W bibliotece spotkał Maxa .
Cześć co ty tu robisz spytał Rupert.
Nic ta wstrętna Szpila kazała nam szorować gary a przecież ja mam niezaliczony sprawdzian z czarów muszę trochę poćwiczyć. A ty?
Też chciałem trochę poczytać na jutro . Ok to powodzenia.
A dzięki przyda się. Powiedział Max i wrócił do czytania.
Rupert z przyjemnością odszukał dział ksiąg fantastycznych i zagłębił się w czytaniu książki Pauliny Storczyk-Doniczka pod tytułem Magia,czary puszcza i gigantyczne komary.
Hania cicho zamknęła za sobą drzwi do pokoju i usiadła na sofie, z pokoju obok wyszła Michalina co tam?
W porządku wybraliśmy się na przechadzkę po parku. A tam co tam?
Haśka roześmiała się .
Heh nic mi się nie chce co ty na to żeby jutro urządzić sobie pokojowe wagary i pójść na miasto?
Hmm niezły pomysł to co zakupy?
Jasne powiedziały i przybiły piątki.

Ubrane w normalne ciuchy dziewczęta wsiadły do tramwaju numer 14 , który dowiózł je do rynku. Roześmiane chodziły od sklepu do sklepu i przymierzały ubrania i biżuterię.
Chodźmy zajrzeć w paszczę smoka. Zaproponowała Baśka
Jak to zajrzeć w paszczę smoka? Spytała z niedowierzaniem Hania
No normalnie.
Hokus pokus rower stary zamiast dziewcząt trzy komary.
I zamieniły się w komary .
Chwilkę trwało zanim odnalazły gigantycznego dla nich smoka .
To co zaglądamy w paszczę
?
Jasne!
Pomalutku wleciały w ogromną paszczę smoka, hania przysiadła na jednym gigantycznym zębie.
Uff zmęczyłam się a wy
Też odpowiedziały ledwo dysząc dziewczęta.
O ale co to jest oo tutaj widzicie ten tunel ciekawe dokąd prowadzi.
Kurcze może tam są ukryte jakieś skarby.
Nie wiem czy skarby nic nie widać.
Hokus pokus rogaliki komar znika są świetliki!
To co lecimy spytał świetlik z głosem Baśki.
PPewnie!
Bardzo pomału wfrunęły w wywiercony w zębie tunelik.
Był on bardzo długi i kręty, Kurcze spójrzcie tam jest jakieś wyjście powiedziała Haśka.
Racja widać jakieś światełko jazda!
Kiedy stanęły na skraju przejścia z ich ust wyrwało się przeciągłe,Aaaah
Przecież to bursztynowa komnata! Znalazłyśmy ją znalazłyśmy !
Tak , ale jak się tam dostać z zewnątrz oto jest pytanie.
Rozejrzyjcie się tutaj nie ma żadnych drzwi.
Racja jednak skądś przedostaje się tu światło.
Zamieńmy się w normalnych ludzi i rozejrzyjmy
Hokus bambino zjaw się dziewczyno.
Uła moje kości ależ byłam pokurczona.
Musimy być bardzo ostrożme tutaj mogą kryć się jakieś puapki.
Racja proponuje tak na wszelki wypadek mieć miotłę w ręce.
Bardzo powolutku zaczęły kroczyć po pokoju.
Ale to wszystko piękneeee.
Powiedziały zanim zapadła się pod nimi podłoga.

Categories
Moje opowieści

Rupert Cook i magiczna szkoła latania

Rupert Cook i magiczna szkoła latania
15 letni Rupert mieszkał w Tarnowie razem z ciotką Danką, wujem Leonemich dwoma wstrętnymi synami i babcią . Kuzynowie ponieważ byli starsi dokuczali chłopcu wyśmiewając to że ma dobre stopnie czy głupie imię. Był poniedziałkowy poranek Rupert jak co dnia szykował się do szkoły. W plecaku leżał już strój do lekcji magi książki zeszyty oraz drugie śniadanie. Pośpiesznie dokończył śniadanie, włożył kurtkę i buty i pobiegł na przystanek. Po drodze spotkałHanię Zakrzewską koleżankę z klasy ,którą bardzo lubił.
Cześć Hania
Hej Rupert co u ciebie ,zrobiłeś zadanie z wróżenia?
Tak zrobiłem a ty?
Daj spokój całą noc męczyłam się z tą cholerną kulą i nic w niej nie widziałam
A stukałaś różdżką ?
O masz zapomniałam o tym zupełnie , może zdążę w autobusie coś na szybko wywróżyć mam nadzieje
Jasne chodź wsiadamy. Oboje zajęli miejsca obok siebie i autobus ruszył w stronę szkoły. Szkoła znajdowała się w drugiej części Tarnowa konkretnie na górze świętego Marcina potocznie zwanej marcinką. U zbocza góry można było widzieć w oddali duży budynek szkoły. Po drodze mijali rozległy sad owocowy oraz należący do terenów szkoły park w którym na przerwach obiadowych rzucali się śnieżkami.. z bliska szkoła prezentowała się jeszcze lepiej, cały budynek pomalowany był w zależności od profilu części szkoły. A zatem jedna ściana był to obrazek chmur, deszczu, śniegu burzystych piorunów czy granatowych chmur jak łatwo się domyśleć był to profil o wdzięcznej nazwie Pogodynka. Kolejna ściana budynku była czarna z wielkiim srebrnym księżycem czyli czarno księstwo, trzecia z koleiściiana była granatowa na niej zaś lśniły gwiazdy czyli astronomia nadzwyczajna. Ściana profilu na który chodził Rupert była błękitna na środku zaś widniała różdżka na latającym dywanie. Z pozoru szkoła wyglądała jak każda normalna szkoła niezwykłe były sale do nauki latania czy magi . Do Sali do nauki latania wchodziło się dużymi okrągłymi drzwiami i kto nie wiedział że na progu trzeba zawołać dywan do mnie spadał w dół gdyż sala była głęboka wysoka i szeroka . Drzwi do Sali magi ai czary była ogromną szklaną kulą w której można było ćwiczyć prze różne zaklęcia bez obawy że wydobędą się poza sale i komuś zaszkodzą. Rupert właśnie wbiegał na pi ętro gdy zobaczył ogromny plakat na tablicy ogłoszeń olimpiada Magi główna nagroda Nauka w szkole lotnictwa magicznego w Krakowie. Rupert bez wachania wpisał swoje nazwisko na listę zgłoszeń i ruszył do klasy. Pierwsza lekcja czyli przewidywanie przyszłości było ulubionym szkolnym przedmiotem zarówno Ruperta i Hani . Gdy wszedł do Sali siedziała już w niej nauczycielka
Dzień dobry pani Nowak
Witaj Rupercie powiedziała przeglądając ich kartkówki.
Rupert usiadł w swojej ławce ostatniej w środkowym rzędzie skąd mógł obserwować wszystko . Roześmiał się na widok Franka Drozda który miał na plecach czerwone serce z napisem kocham żmiije pszczółki ule więc wrzucajcie mi je za koszule. Coś ci przyrosło do pleców powiedział rozbawiony Rupert .
Ohh ci cholerni bracia Skarżyńscy powiedział franek i szybko wymówił zaklęcie za pomocą którego pozbył się dowcipu kolegów. Dni Ruperta mijały na nauce, testach, i odliczaniu dni do olimpiady . Chłoppiec marzył by wygrać olimpiadę i zostać jak jego zmarły ojciec Lot magiem.
W przed dzień wyjazdu do Krakowa Rupert pakował swój plecak olimpiada miała trwać 2 dni. W plecaku leżały już szkolne ubranie używane podczas lekcji magi, jakieś ubrania, i gotowe. Następnego dnia wraz z pięćdziesięcionma uczniami ze swojej szkoły wyruszył autokarem do krakowa. Z Tarnowa wyjechali przez mościce z Mościc do Wierzchosławic a tam wjechali na autostradę i w godzinę i 20 minut byli na miejscu. Urząd magi prezentował się imponująco. Wejście napawało strachem i podziwem ponieważ ogromny balkon nad wejściem podtrzymywało 12 złoto zielonych smoków , które bacznie obserwowały wchodzące osoby. Wszyscy uczniowie ruszyli za profesorem Faliszewskim do wejścia. Drzwi otworzyły się same a uczniowie weszli na rozległy holl. Witam serdecznie powiedział siedzący za kontuarem mężczyzna zapraszam państwa do poczekalni tam czeka na państwa posiłek i coś do picia. Wskazał drogę i wszyscy po chwili wchodzili do poczekalni. Przy drzwiach na drążku siedziała papuga która gdy tylko zajęli miejsca powiedziała.
Witam państwa serrrdecznie zapraszam na poczęstunek choć nie będzie tutaj podawany żaden trunek. Wszyscy roześmiali się i z zapałem zabrali się do jedzenia. Gdy się posilili i odpoczęli papuga oznajmiła A teraz proszę pójść za Lokajem on pokoje państwu wskaże i przytarga ciężkie bagaże
W drzwiach jak na komendę pojawił się ubrany w garnitur mężczyzna, Wskazał wszystkim pokoje instruując żeby

przebrali się w stroje oficjalne i za pół godziny czekali w hallu. Rupert dostał pokój numer 212 był to jedno osobowy pokójz łazienką i jeszcze jednym pomieszczeniem, chłopiec postanowił jednak że później zapozna się z tym co gdzie jest. Nałożył czarne spodnie, białą koszulę, kamizelkę oraz płachtę która zakrywała ramiona i opadała na plecy.Po pół godzinie wszyscy zaczęli się zbierać w hallu, miła pani ubrana w czarno złotą sukienkę i zaprowadziła ich na stadion olimpijski, który mieścił się w ogrodzie. Stadion sprawiał fantastyczne wrażenie miał kształt złotej kuli, trybuny były to poukładane rzędami czarne fotele które były oddalone jeden od drugiego w dosyć sporej odległości. Po chwili gong uciszył rozgadaną publiczność i na pulpit wyszedł starszy pan i przemówił :
Witam wszystkich serdecznie dzisiaj czeka na was test pisemny, który sprawdzi wasze umiejętności w zakresie znajomości czarów, znajomości władania różdrzką oraz co najważniejsze znajomości komend które wydaje się latającemu dywanowi. A zatem niech zwycięży najleprzy. Gdy powiedział Niech test rozpocznie się przed każdym wylądował stolik, na nim arkusz testu oraz kałamarz z atramentem i pióro. Test był nie lada wyzwaniem , należało nie tylko znać treść zaklęć ale wiedzieć qw jakich przypadkach i jak należy ich używać,jeśli chodzi o panowanie nad dywanem to Rupert do perfekcji zaznajomił się z wszystkimi komendami, sztuczkami i innymi trikami.Ponieważ test był trudny i męczący do wieczora każdy robił co chciał,. Rupert wybrał się z Hanią na zwiedzanie parku, gdy tak przechadzali się nie spiesznie alejkami Hania spostrzegła że na drzewie siedzi bardzo dziwny ptak .
-Nigdy takiego nie widziałam
-ja też ale jest piękny
– o tak ma śliczny błękitny kolor i czerwony dziobek.
Roześmiali się i pognali na ogromną huśtawkę by pobujać w obłokach. Kiedy usiadło się na huśtawce i wypowiedziało odpowiednie zaklęcie ta wzbijała się w niebo i tam wśród obłoków bujała swym siedziskiem. Nim oboje spostrzegli minęła dobra godzina na rozmowie. Ehh czas wracać na ziemię powiedziała Hania i za pomocą odpowiedniego zaklęcia sprawiła że huśtawka znów była na swoim miejscu. To co gdzie teraz spytał Rupert?
Hm chodźmy już do hotelu dobiega dziewiętnasta a za pół godziny kolacja trzeba się odświeżyć, może przebrać .
Jasne to co idziemy. Niee mam inny pomysł.
Dywan do mnie powiedziała i po chwili już gnali wśród drzew na zielono niebieskim latającym dywanie który miał wyhaftowany napis Hania . Po kilku sekundach byli już w hallu hotelowym i ze śmiechem wchodzili po schodach.
Kolejnego dnia czekały na nich wyniki testu. Okazało się że z tysiąca piszących test tylko sto pięćdziesiąt osób napisało go bezbłędnie. Wśród tych osób byli i Hania i Rupert. Dziś czekała na nich Olimpijski tor latania. O jedynastej stali wszyscy przed bramą Stadionu Lotu i z niecierpliwością czekali na rozpoczęcie się egzaminu. A tor przeszkód nie był wcale łatwy należało przelecieć przez huragan pamiętając o utrzymaniu odpowiedniej wysokości i prędkości. Następnie tor przeszkód w stumilowym lesie. Tu trzeba było wykazać się sprytem i refleksem by móc szybko robić uniki między wystającymi gałęziami drzew. Kolejne i zarazem ostatnie zadanie polegało na wykazaniu si ę znajomością trików . Dzięki którym dywan leci prosto czy trzyma odpowiedni poziom czy nawet odpowiednie ułożenie. Zakończenie olimpiady miało miejsce na stadionie na którym pisali test. Komisja porównywała ich wyniki, osiągnięcia i po godzinie ogłosiła werdykt pierwsze miejsce a zarazem główną nagrodę otrzymują egzekwo Hanna Zakrzewska i Rupert Cook !
Hania i Rupert oszołomieni i szczęśliwi weszli na podest gdzie Dyrektor Krakowskiej Szkoły Lotnictwa Magicznego wręczył im dyplomy, stroje które obowiązywały w jego szkoleoraz złote medale olimpijskie na których były wybite samolot i różdrzka. Tłum przyjaciół zaniósł zwycięzców na rękach aż do pokoi.

Kolejny dzień był niczym spełnienie najskrytrzych marzeń Rupert i Hania wracali do domów szczęśliwi ponieważ już kolejnego dnia mieli zacząć naukę w znanej szkole. Gdy wychodzili z autobusu profesor Faliszewski jeszcze raz uścisnął im dłonie i pogratulował zwycięstwa. Do domu biegli niczym na skrzydłach, na ulicyczerwonej Rupert pobiegł w prawo natomiast Hania w lewo, . Babciu babciu krzyczał już od bramki wymachując medalem. Wzruszona staruszka przytuliła mocno wnuka i pocałowała w czoło . Jestem z ciebie dumna powiedziała.

Kolejny dzień był pełen emocji oto dwoje nastolatków z ogromnymi walizkami stanęli w progu wymarzonej uczelni. Hall prezentował się niezwykle elegancko, czerwony dywan, na wprost rozległy taras, po lewej winda i portiernia natomiast po prawej schody . W czym mmogępomóc spytał siedzący w portierni mężczyzna? Dzień dobry jesteśmy uczniami którzy wygrali wczoraj olimpiadę magi mamy od jutra rozpocząć naukę w szkolę dziś mieliśmy zostać zakwaterowani w internacie.A tak tak zapraszam schodami w górę na pierwsze piętro w pokoju numer 12 tam pani Janiszewska wszystko wam powie. A bagaże zostawcie tutaj w portierce, tu nic im nie grozi a wam sprawniej pójdzie.
Dziękujemy powiedzieli, zostawili bagaże i wbiegli na schody. Nie były to zwyczajne schody zobaczyli dopiero gdy na nie weszli. Na każdym stopniu był namalowany inny obrazek nie mniej jednak każdy wiązał się z profilem szkoły.Pierwsze piętro było bardzo reprezentacyjne tu również leżał czerwony dywan, na wprost schodów były wielkie drewniane drzwi , przed drzwiami po obu ich stronach leżały dwa rottwailerry bacznie obserwujące wchodzące osoby. Hela i Rupert bez wachania odgadli że to gabinet dyrektorski, drzwi pokoju numer 12 również prezentowały się niebywale,Miały piękny Miętowy kolor, oraz 12 kluczy wymalowanych na nich. Rupert zapukał i po chwili drzwi otwoerzyła niska tęgawa pani z dorodną brodawką tuż przy dosyć szpiczastym nosie. Tak słucham spytała miłym głosem.
Dzień dobry mieliśmy dzisiaj zostać zakwaterowani .
A tak, tak zapraszam powiedziała uchylając szerzej drzwi.
Pokój był mały ale wraz z towarzyszącym w nim bałaganem i rozgardiaszem sprawiał wrażenie jeszcze mniejszego.
Zaraz , zaraz gdzie ta karta mówiła przerzucając stos kartek na biurku. O jest, pani Zakrzewska i pan Cook tak?
Tak to my powiedzieli zgodnie.
Och ależ ze mnie zakręcona istota nazywam się Kamila Łuczek miło mi was poznać.
Uścisnęli sobie dłonie i pani Łukacz podała każdemu z nich pęk kluczy.
W każdym pęku są 4 klucze jeden do pokoju, drugi do szafki, trzeci od biblioteczki, która jest częścią pokoju natomiast czwarty od tajemnego przejścia do trzeciej części szkoły. Zapraszam schodami na górę wskażę wam pokoje. Weszli schodami na drugie piętro, Hania dostała dwu osobowy pokój w którym miała mieszkać sama, był on dosyć duży a prowadziły do niego drzwi w kolorze zielonym z tabliczką na której był napis. Pokój damski nie chroniony Mężczyzną wstęp nakazany. Pokój Ruperta był równie duży jednak jedno osoboqwy, drzwi prowadzące do pokoju były Granatowe a tabliczka głosiła pokój wielkiego magika kto się boi niech znika. Rupert przypomniał sobie o walizkach i zbiegł na parter by je odebrać, następnie wjechał windą i taszcząc ciężkie walizki zaniósł Heli jej walizkę a ze swoją wrócił do pokoju. Potylu wrażeniach miał ochotę zdrzemnąć się zamknął więc drzwi od środka i położył się na łóżku.
Kolejny dzień był również pełen wrażeń, oboje zostali wprowadzeni do Sali pełnej uczniów ii przedstawieni przez Dyrektora szkoły jako nowi uczniowie. Rupert usiadł przy wysokim szczupłym rudzielcu natomiast Hania obok czarnowłosej dziewczyny.
Hej jestem Rupert powiedział i wyciągnął dłoń do dryblasa
Cześć miło mi jestem Wiktor .
Do Sali wszedł zgarbiony staruszek z brodą sięgającą kolan ubrany był w granatowy garnitur dźwigał ogromną książkę.
Zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać obecność. Gdy doszedł do nowicjuszy uważnie im się przypatrzył i powiedział Witam was w szkole jestem profesor Tuszyński miło mi was poznać.
Lekcja była bardzo ciekawa profesor Tuszyński wykładał łacinę. Na przerwie Rupert miał okazję zwiedzić bibliotekę, było to bardzo ciekawe miejsce. Po środku leżały regały z książkami natomiast w różnych miejscach w sali były porozkładane poduchy oraz wygodne wiszące fotele , w których można było sie bujać.
Ciąg dalszy nastąpi

EltenLink