Categories
różne różności różniste

Papuga czyli ochrona na całego

artykuł pochodzi z gazety Z życia wzięte
Na początku wcale nie doceniałem inteligencji naszej ary…
Od dziesięciu lat prowadzę hurtownię materiałów budowlanych. Ruch na placu magazynowym jest dosyć spory, jedne samochody wjeżdżają z towarem od producentów, inne wyjeżdżają do sklepów. Wszyscy się dobrze znamy, bo zazwyczaj przyjeżdżają ci sami kierowcy. Na wszystko mam oko z przeszklonego kantoru. W biurze pracują cztery osoby: ja, kierownik zmianowy Piotr, sekretarka Kasia i… papuga Sonia. Dostałem ją od pewnego kierowcy gdzieś przed trzema laty. Właśnie przeprowadzał się z rodziną. A że duża kolorowa papuga niezbyt dobrze znosiła ten cały rozgardiasz, zabrał ją ze sobą do samochodowej szoferki. Tam papudze również nie za bardzo się podobało. Co więcej, policjant, który zatrzymał kierowcę na drodze do kontroli, nakazał pozbycie się ptaszyska. Miał rację, poddenerwowana ara mogła zacząć fruwać po kabinie i zdekoncentrować kierowcę w czasie jazdy. I wypadek gotowy.
– Panie Tomku – błagał mnie kierowca, Krzysztof. – Niech pan ją weźmie na cztery dni. Jak się przeprowadzimy, przyjadę po nią i zabiorę.
Pewnie bym i odmówił, bo nie miałem czasu zajmować się jakimś ptakiem, ale mojej sekretarce aż oczy zabłysły. Też popatrzyła na mnie błagalnie i energicznie kiwała głową, na znak, żebym się zgodził.
– Chcesz tę papugę, proszę bardzo – powiedziałem do Kasi – ale ty się nią zajmiesz.
No i papuga została u nas na kilka dni. Wszyscy byli nią zachwyceni. Kolorowe ptaszysko przeskakiwało z biurka na biurko i co chwila pytało: „Co robisz?”. Kiedy Piotr, kierownik, rzucił automatycznie: „Odwal się”, ara, nie przerywając spaceru, nadal zadawała poprzednie pytanie. Jednak tym razem sama sobie odpowiadała: „Odwal się”. Zabawa była przednia. Kasia rzeczywiście zajęła się ptakiem, dbając, by nie był głodny, spragniony, a od czasu do czasu zdobywała sobie jego względy ziarenkiem pieprzu. Tak minęły cztery dni. Kierowca przyjechał ją zabrać, ale Sonia wcale nie miała zamiaru wracać do swoich właścicieli. Próbowaliśmy ją złapać i przekazać w ręce Krzysztofa, jednak ptak sprytnie przeskakiwał z szafy na szafę i za każdym razem wołał: „Odwal się”.
– Niech jeszcze zostanie u was na kolejny tydzień – zdecydował kierowca.
– Nie mam czasu na użeranie się z nią, muszę wracać.
Tyle że Sonia w ciągu kolejnych tygodni tak zadomowiła się w naszym magazynie, że za każdym razem, gdy przyjeżdżał jej właściciel, skrzeczała: „Odwal się” i nie dawała się złapać. No i została u nas. Nie było jej źle, wszyscy się nią zachwycali, podsuwali przysmaki i wkrótce stała się niekoronowaną królową całej hurtowni. Gdy było w miarę ciepło, papuga fruwała swobodnie po magazynie, a na wieczór wracała do kantorku, gdzie na jednej z szaf stała jej klatka ze stale otwartymi drzwiczkami. Dużo słyszy się o tym, że takie papugi są bardzo mądre i szybko uczą się pojedynczych wyrazów lub nawet całych zdań. Sonia udowodniła, że to prawda. Czasami nawet zaskakiwała nas swoją inteligencją. Przykład? Piotr na moje polecenia czy ponaglenia Kasi zazwyczaj odpowiadał: „Zaraz, nie pali się”. Papuga to podchwyciła i kiedy ktoś na przykład chciał przegonić ją z dokumentów, na których się rozsiadła, odburkiwała: „Nie pali się”.
– Zupełnie, jakby rozumiała znaczenie słów – zachwycała się Kasia.
– Nie daj się nabrać – mówiłem. – To zwykłe papugowanie. To tak, jakby znaczenie słów rozumiał magnetofon.
– Obrażasz ją. – Naburmuszyła się sekretarka i dała Soni ziarenko pieprzu. – Ona doskonale wie, co mówi.
– Naiwna – westchnąłem. Jednak pewne wydarzenia udowodniły, że to ja się myliłem.
Dwa lata temu, pewnego południa, Sonia wyfrunęła z kantorku i „poszła”, jak to nazywaliśmy ze śmiechem, na gospodarczy obchód po magazynie. Jakieś dwadzieścia minut później jej skrzekliwy głos dobiegł gdzieś z końca hali. Nikt jednak nie zwracał uwagi na jej nerwowe wołanie. Ptak najwyraźniej zorientował się, że jest lekceważony, gdyż przyleciał do kantorku i usiadł mi na monitorze. Potem wywrzeszczał mi w nos: „Pali się”.
– Daj ty mi święty spokój – odburknąłem.
Ara znowu wrzasnęła: „Pali się” i wyfrunęła poza kantorek. Po kilku sekundach znowu wróciła i zawołała skrzekliwie to samo. Spojrzałem na kierownika, ten na mnie. – Może coś tam widziała? – Wzruszył ramionami. No to poszliśmy obaj za Sonią i… nakryliśmy złodzieja. W ramach nagrody postanowiłem zabrać papugę do siebie do domu, żeby zamiast po hali, gdzie przechowywany jest towar, mogła pofruwać sobie po przydomowym ogródku.
Sonia była jednak osowiała i nie chciała zwiedzać nowego miejsca. Ot, przysiadła na jednej z szaf i łypała na moje dzieci niechętnym okiem. A kiedy próbowały się do niej wspiąć, wrzeszczała tym swoim gardłowym głosem: „Odwal się. Odwal się”. Po dwóch dniach, gdy ptak robił się coraz bardziej smutny, zabrałem go na powrót do hurtowni. Znowu była ożywiona, znowu pyskowała wszystkim dookoła i zachowywała się niczym pani na włościach. Myślę, że z Sonią połączyły mnie jakieś specjalne więzi emocjonalne. Od początku, gdy tylko znajdowałem się na terenie firmy, trzymała się blisko mnie. Niekiedy, gdy szedłem na obchód hurtowni, siadała mi na ramieniu. Gdybym wtedy nałożył na siebie piracki strój, być może wyglądałbym jak kapitan Morgan. Inni też pewnie mieli to skojarzenie, bo za moimi plecami zaczęli o mnie mówić: „Pirat”. Dowiedziałem się tego, bo papuga to podchwyciła i też tak zaczęła na mnie wołać. Moi pracownicy mieli z nią dobrze, gdyż ostrzegała ich przede mną. Na przykład wyczuwała w sobie tylko wiadomy sposób, że wkrótce się pojawię w firmie i na kilka minut przed moim przyjazdem wrzeszczała w niebogłosy: „Pirat! Pirat!”. Przed rokiem, a był to listopad, zakończyliśmy pracę tuż przed osiemnastą. Dwie godziny wcześniej do firmy wpadła moja żona i wzięła samochód, gdyż miała z dziećmi jechać do matki. Piotr i Kasia od dwóch godzin załatwiali sprawy z fakturami w sklepie budowlanym niedaleko nas. Byłem sam, nie licząc papugi. Codziennie na koniec pracy robiłem obchód magazynu. Gwizdnąłem na Sonię, ta wskoczyła mi na ramię, a ja, jak zwykle w nagrodę, dałem jej ziarnko pieprzu. Kiedy szedłem między paletami, nieoczekiwanie poczułem, jakby ktoś wlał ołów w moje nogi. Zaczęła mi drętwieć lewa ręka. W ustach zrobiło się sucho jak na pustyni, a nagłe zmęczenie niemal zwaliło mnie na ziemię. Nie wiedziałem, co się dzieje. Przecież miałem dopiero czterdzieści lat i do tego dnia byłem zdrowy jak koń! Przysiadłem na jakiejś paczce, by przeczekać tę słabość. Faktem było, że poprzedniego dnia opijałem z właścicielem sąsiedniej hurtowni wspólnie zawiązany biznes. Ciężko było, ale jakoś dotarłem do domu. Tamtego ranka nie czułem się dobrze. Ale, jak mówi przysłowie, na kaca najlepsza jest praca, i to najlepiej ciężka. Wtedy człowiekowi wszystko wyparuje z zadymionej czaszki. Tak więc ciężko pracowałem cały dzień. Najwidoczniej trochę się przepracowałem. Postanowiłem, że jak chwilę odsapnę, to pojadę od razu do domu i się położę. Sięgnąłem do kieszeni, żeby zamówić taksówkę, ale okazało się, że zostawiłem telefon na biurku.
– Co się odwlecze, to nie uciecze – rzuciłem do papugi, która siedziała na sąsiedniej palecie i łypała na mnie niespokojnym wzrokiem. – Wracamy.
Wstałem z paki. Wtedy poczułem ostry ból w piersiach. Świat zawirował, jakbym siadł na rozpędzonej karuzeli. W piersiach zapłonął mi ogień. Chciałem krzyknąć o pomoc, ale otoczyła mnie ciemność. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem nad sobą twarz obcego mężczyzny. Dowiedziałem się, że jestem w szpitalu.
– Co się stało?
– Miał pan zawał serca. Ale na szczęście jakaś Sonia była przy panu.
– Na szczęście?
– Tak powiedział kierownik zmianowy.
A było to tak. Kasia z Piotrem wrócili do hurtowni. Ponieważ nie było mojego samochodu uznali, że pojechałem już do domu. Gdy zbierali się do wyjścia, do kantorku wleciała Sonia, wrzeszcząc: „Pali się”. Pamiętając o minionych wydarzeniach ze złodziejem, pobiegli za ptakiem i natknęli się na mnie, leżącego na posadzce bez zmysłów. Gdyby nie Sonia, z pewnością umarłbym między paletami. To, że wciąż żyję, jest skutkiem tego, że pewnego dnia nie odmówiłem kierowcy przysługi i pozwoliłem, by na kilka dni zamieszkała w hurtowni papuga. Bądźmy więc dla siebie mili i uprzejmi. Dobro wraca po trzykroć.

EltenLink