Niestety Zofia kruk uległa Staszkowi który miał czasami takie życzenia, by zjeść na mieście. I to nie na mieście w restauracji, tylko w jakimś podrzędnym barze. Cóż miała robić, gyros wyglądał nawet smakowicie, ale po nim Zofia Kruk bynajmniej smakowicie się nie czuła. Wręcz przeciwnie. Bolał ją brzuch i obawiała się, że jeżeli natychmiast nie dojdzie do toalety, wszystko zakończy się katastrofą. Rzuciła kocyk z powrotem na półkę i stukając nowymi czerwonymi szpilkami, pobiegła szukać toalety. W międzyczasie stwierdziła, że da radę dojechać do domu. Biegła na parking. Staszek czekał przed wyjściem. Nie mogła się przyzwyczaić, że mają samochód. Gdy jeździła z panem Krzysiem taksówką, to wszystko było jasne. A tutaj ciągle nie mogła zapamiętać, czy to volkswagen, czy volvo. I to na „v”, i to na „v”. Ważne, że był granatowy. Staszek podjechał bliżej, Zofia wsiadła do samochodu i po prostu nie wytrzymała. Puściła siarczystego bąka. Nie robiła tego nigdy publicznie, nawet przy Staszku. Zawstydzona, odwróciła się w lewo, by przeprosić męża, był tylko jeden problem… Za kierownicą nie siedział Staszek. Siedział inny mężczyzna, zupełnie nieprzypominający Stanisława. Zofia Kruk zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Otworzyła drzwi i wyleciała z auta jak z procy. Pobiegła kawałek, gdzie stał PRAWDZIWY Staszek w ich nowym samochodzie.
Stasiulku, pędź! – Przecież nie lubisz, jak szybko jeżdżę – denerwował się Stasiulek. – Tym bardziej po tych serpentynach. Zjeżdżał właśnie z parkingu w Galerii Bałtyckiej i ściskał kierownicę kurczowo obiema rękami. – Nie lubię – przyznała Zofia. – Ale w życiu każdego człowieka jest taki moment, kiedy łamie swoje zasady. – Pomyślała o zdarzeniu sprzed chwili. – Pędź, Stasiulku! Szybciej! Staszek wyjechał z Galerii Bałtyckiej, skręcił w lewo, za nim jechał cały czas granatowy samochód z wymachującym w dalszym ciągu facetem. Facet machał coraz bardziej intensywnie. Zosieńka zamknęła oczy, modląc się, by pan wymachujący zniknął jak najprędzej. Niestety, tak się nie stało. Dojechali do Grunwaldzkiej i przywitało ich czerwone światło. Zofia Kruk jęknęła. W samochodzie za nimi otworzyły się drzwi i wyszedł z nich mężczyzna. Zofia Kruk jęknęła po raz drugi. Głowę schowała w ramiona. Gdyby mogła stać się niewidzialna, pewnie by to zrobiła. To się w głowie jej nie mieści. Dama puszczająca bąka i to jeszcze w samochodzie obcego faceta. Machający zapukał w szybę. Zofia Kruk skuliła się, nerwowo patrząc w okno. Stanisław otworzył szybę. Przez okno zajrzał młody przystojny facet. – Proszę państwa. Na szczęście już wywietrzało, ale pani torebkę
zostawiła. Po tym zdarzeniu na kilka dni odechciało się Zofii Kruk załatwiania jakichkolwiek sprawunków. Miała również kilka cichych dni ze swoim ukochanym mężem, bo ten, co na nią spojrzał, to zaczynał głośno rechotać. I w żadnym wypadku nie mógł się powstrzymać, mimo że bardzo chciał.
Witkiewicz Magdalena Szczęście pachnące wanilią
4 replies on “Pomylone samochody”
:dd
Super! Jak ty znajdujesz takie świetne książki?
To ja poproszę całą książkę 😀
o ja cie ale żeby marki pomylić xddd dobre