Zraniłam uczucia twojej kuzynki – obwieściła uroczystym tonem babunia.
– Zośki?
– A masz inną kuzynkę? – Staruszka utkwiła w Zojce kpiące spojrzenie.
– No nie, ale…
– To nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że chodzi o Zosię.
– Hmmm. – Zojka przyjrzała się babuni krytycznie. Staruszka znowu wpadła w charakterystyczny stan zaczepno-obronny. Polegał on na tym, że wszystkich naokoło zaczepiała drobnymi (lub nie) złośliwościami i broniła się przed każdym cieplejszym słowem. Własnym bądź cudzym. Kiedy ogarniał ją podobny nastrój, najrozsądniejszym wyjściem było zostawienie jej samej sobie i przeczekanie, aż sytuacja samoczynnie ulegnie unormowaniu. Zojka rozważała przez moment w myślach, by wejść do domku, odświeżyć się po ciężkim dniu i poczekać, aż starszej pani miną humory, ale ciekawość zwyciężyła i spojrzała wyczekująco na babunię. – O co poszło?
– O co? – Staruszka upiła łyk napoju, który po dokładniejszych oględzinach okazał się kompotem truskawkowym. – Mogłabym powiedzieć, że o gówno, ale zachowam kulturę. O spodnie.
– O spodnie? – Zojka zdębiała. Spodziewała się czegoś… poważniejszego. Potrząsnęła głową. – Nie rozumiem.
– A co tu jest do rozumienia albo nierozumienia? Przyszła tutaj przed południem i szukała ciebie. A miała na sobie spodnie dżinsowe z wielkimi dziurami. Chciałam być miła – mruknęła babunia w głąb szklanki. – Więc sięgnęłam do portmonetki i dałam Zosieńce pięćdziesiąt złotych. Mówię: kup sobie coś. A ona oczy na mnie otworzyła i że po co ja jej daję pieniądze, skoro ona jest dorosła i zarabia na siebie. Chciałam być miła – powtórzyła, usiłując dobyć językiem rozciapaną truskawkę.
Zojka skinęła głową.
– No – wtrąciła, bo inny komentarz nie przyszedł jej do głowy. – I co?
– I nie chciała tych pieniędzy wziąć, więc ja jej, że pewnie zbiera na wesele i odkłada każdą złotówkę, bo nawet na ubranie jej szkoda. A ona popatrzyła na mnie tak dziwnie i pyta, o co mi chodzi. Powiedziałam, że jeśli nie ma na nowe spodnie, zawsze może do mnie przyjść, a nie chodzić w dziurawych. Wtedy wpadła w szał i powiedziała, że ona takie z dziurami kupiła za dwieście złotych i że to tak specjalnie. Dasz wiarę?
Dam, pomyślała Zojka, przezornie gryząc się w język. Zamiast tego pogodnie zawołała:
– E, to nic strasznego, na pewno szybko zrozumie, że nie miałaś na myśli nic złego!
– No, nie wiem. – Babunia pokręciła głową z ponurą miną. – Bo widzisz, jak to usłyszałam, to zaoferowałam, że jej resztę portek potnę w promocyjnej cenie, nie musi płacić dwustu złotych. I zapytałam jeszcze, czy suknię ślubną też wybierze z dziurami. Na du… znaczy pośladkach.
– Babuniu! – Zojka nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
– I wtedy zarzuciła pupą i poszła, mamrocząc pod nosem, że już dawno nikt jej tak nie obraził.
Wycinek z książki Joanny Szarańskiej Kłopoty mnie kochają…kronika pechowych wypadków
Categories
3 replies on “Wytnę dziury za darmoszkę!”
Zabawna powieść. Nie czytałam. Ale może kiedyś przeczytam. 🙂
oj polecam bo naprawdę można się uśmiać
Fragment wygląda zachęcająco.